Masz pytanie?

o malarstwie ...

Czym jest dla mnie malarstwo?

Duch i materia zawsze stały na przeciwległych krańcach. Człowiek zawieszony między nimi nosi je w sobie. Jak ma pokazać tę wewnętrzną walkę, jak pogodzić sprzeczności? Co sprawia, że odczuwa on potrzebę wyrażania ukrytej w nim energii? Czym jest ta energia?

Wydaje się, że energią jest DUCH. Obecny od zawsze. Odradzający się w każdym z nas. Duch ożywia materię, wprowadza niepokój. Pobudza i inspiruje człowieka dodając mu skrzydeł. Ciągłe poszukiwanie i odnajdywanie. Nadzieja na dotknięcie tajemnicy. Szansa dotarcia do pełni. Duch i materia przenikają się.

Czytając wypowiedzi różnych artystów ma się wrażenie jakby ich myśli krążyły wokół tego samego problemu, a idea, która im przyświecała, była niezmienną, niezależnie od czasu czy miejsca. Czego szukają? Różnie jest to przez nich określane. Słowa mają wyrazić to, co nieopisane.

Henryk Stażewski wewnętrznym okiem odkrywa w sobie prawdę o życiu, znajdując coś głębszego niż piękno malarskie. Józef Szajna maluje, ponieważ odczuwa nie bardzo wytłumaczalną wewnętrzną konieczność wypowiedzi. Wasyl Kandyński mówi o zasadzie wewnętrznej konieczności. Dominik mówi o "błysku", o czymś co się zrobi i obraz się staje. "I naprawdę nie wiadomo, co to jest." Jacek Sienicki mówi o natchnieniu jako o odbiciu się od dna, o możliwości pojawiającej się po okresie kompletnej pustki. Siłę obrazu nazywa blaskiem. Zbigniew Gostomski mówi o drugiej warstwie, wymykającej się świadomości, która nakłada się na "szkielet", konstrukcję dzieła. Dla Jacka Waltosia - "Artysta dzisiejszy ma wyjątkowe możliwości bycia sobą" (...) a w związku z tym może ujawnić niejasną tajemniczą siłę sprawczą, która prowadzi jego wizję, kierując problemami, twórczością." Jan Dobkowski sądzi, iż wizje są po to by nosić je ze sobą. Mówi również: "(...) wizja to jkby serce, a różne obrazy i działania w przestrzeni to krwiooobieg."

Wewnętrzne oko, wewnętrzna konieczność, dotarcie do prawdy, irracjonalny gest, wybór dokonywany za artystę, impulsy, odnajdywanie bez szukania, coś nie do określenia, błysk, blask, natchnienie, wizja. Wszystkie te słowa krążą wokół tego, co trudno precyzyjnie określić. I być może tak jest, że słowa nie są w stanie oddać tego, co stanowi istotę malarstwa.

Literatura potrzebuje konkretnych sytuacji, osób, okoliczności. Bliższy wydaje się język muzyki, pobudzający struny wyobraźni.

Malarstwo wydaje się najdoskonalszym ze sposobów połączenia ducha i materii. Jest jednością obydwu tych sił. Spełnia więc określoną funkcję, daje możliwość odnalezienia harmonii i ładu. Dzisiejszy świat zapomina o duchu, ale on jest w ukryciu, gromadzi swe siły. Ludzie zapominają o nim, przestają go rozumieć. Malarstwo może dzisiaj dać poczucie równowagi, zarówno twórcy jak i odbiorcy. Może mu pomóc pogodzić sprzeczności ducha i materii.

Malarz nie musi ilustrować rzeczywistości. Fotografia zdjęła z niego balast przedmiotu. Nie jest zależny od mecenasów, bo dzisiaj ich nie ma. Odbiorca nie wpływa na jego działania, nie czuje więc presji spełniania oczekiwań. Brak kanonów piękna, brak jakichkolwiek kanonów daje nowe możliwości. Brak idei ogarniającej całe stulecie, brak stylu, w którym należy tworzyć. Wszystko co dotyczy materii obrazu, zostało wyczerpane. Malarstwo nie musi szokować przynajmniej twórców. Jest indywidualnym wyborem. Człowiek czuje potrzebę wyrażania siebie, a raczej tego co w nim tkwi od zawsze. Może więc dobrze, że na malarzu nie ciążą takie obowiązki jak niegdyś. Być może w przyszłości będzie więcej dobrych malarzy, zostaną ci, których pchać będzie wewnętrzna siła, przynajmniej będą szczerzy w swych działaniach.

Świat zachłystuje się nauką, która zawsze odnosiła się do tego co sprawdzalne, starającej się uleczyć ciało. Duszę jakby zaniedbano. Malarstwo może spełniać funkcję terapeutyczną. Być może jest tak, że twórca posiadając większą wrażliwość już teraz odczuwa potrzebę uleczenia swej duszy. Czyniąc to dla siebie może pomóc innym. Malarstwo jest potrzebne, zyskuje jeszcze jeden atut - jest bezinteresowne. "W obszarze ludzkich działań nie ma niczego równie nieuzasadnionego, bezinteresownego, samowystarczającego jak sztuka. Gdyby z ludzkich spraw wyeliminować wszystko, co ma jakikolwiek związek z zyskiem - pozostałaby jedynie sztuka." /A. Tarkowski, Kompleks Tołstoja, Warszawa 1989/

Twórcy są również odbiorcami sztuki, a obejrzenie dobrego obrazu może dać tyle przeżyć, co jego namalowanie. Dlatego malarz w dzisiejszych czasach nie powinien pozbawiać tej możliwości odbiorcy, który nie musi posiadać umiejętności plastycznych.
Jung wprowadza pojęcie nieświadomości zbiorowej. "Nieświadomość zbiorowa zawiera całe duchowe dziedzictwo ewolucji ludzkości, odrodzone w strukturze mózgu każdej jednostki." /D. Sharp, Leksykon pojęć i idei C.G.Junga/ Ta definicja może nam wyjaśnić odczucia jakie pojawiać się mogą w trakcie malowania, czy oglądania obrazu. Kiedy czujemy się częścią świata, odczuwamy więź z przeszłością, odnajdujemy w sobie człowieka. Malarstwo może być próbą dotarcia do praobrazu. Do czegoś, czego nie uświadamiamy sobie na co dzień, a co niewątpliwie ma wpływ na nasze życie duchowe, czyli do archetypów, które "(...) ukazują się jako idee i obrazy, jak wszystko inne, co staje się treścią świadomości." /Sharp, op. cit/

Malarstwo stara się dać jak najlepszą formę temu, co istnieje, ale czego nie można tak do końca zrozumieć. Dlatego posługuje się symbolem, który jest najlepszym możliwym wyrazem czegoś nieznanego.

"Symbol żywy ujmuje istotną część nieświadomości, im bardziej zaś ogólny charakter ma ta część, tym bardziej powszechne jest też oddziaływanie symbolu, albowiem porusza on wtedy w każdym tę samą strunę." /Carl Gustaw Jung, Typy psychologiczne/

Malarstwo może być próbą poszukiwania nowych symboli, kiedy "(...) oferowany przez tradycje symbol nie może już dać poczucia zjednoczenia w jednym wyrazie." /Jung, op. cit/ Wydaje się to niezwykle trudne, ponieważ symbol w jednakowej mierze musi wywodzić się z najwyższych osiągnięć ducha jak i najpierwotniejszych pobudek.

Malarstwo to także poszukiwanie pełni. Jung archetypem pełni nazywa jaźń. Połączenie przeciwieństw. Jaźń obejmuje świadomość i nieświadomość.

Malarstwo jest środkiem wyrazu treści tkwiących w człowieku od zawsze. Jak bowiem wytłumaczyć, że maluje się coś, na co się nie ma wpływu. Po prostu samo wychodzi. Tyle, że proces malowania okazuje się niezwykle skomplikowany. Trudno go opisać. Co zrobić, by nie przeszkodzić sile, która nami kieruje? Jak pozbyć się wszelkich oporów? Jak znaleźć się w stanie, w którym nic się nie myśli, bo chyba właśnie to jest momentem koncentracji nad obrazem? Dotarcie do niego czasem trwa długo, innym razem pojawia się niezauważone. To tak, jakby przez chwilę rezygnowało się z siebie. To bycie poza. Jak to określa Mircea Eliadr "(...) okresowe odzyskiwanie pierwotnego czasu (...)" Czy dotarcie do nieświadomości zbiorowej, o której mówi Carl Gustaw Jung, wydaje się być tym stanem? Określenia te starają się uchwycić moment, w któtym człowiek odczuwa najbardziej "proste" stany, jakie dane jest mu odczuć. Przekazuje treści najbardziej elementarne. Ale droga do ich dotarcia jest coraz bardziej trudna. Pokonywanie barier, poddawanie się wrażeniu wieczności. To dziwnie brzmi, ale coś takiego istnieje. Malując traci się poczucie czasu. Niezależnie od jego upływu, ten moment koncentracji jest poza nim, tam, gdzie trwanie, gdzie nie ma początku ani końca. To tak, jakby obraz sam się stworzył.

Odkrycie tej siły wpływa na człowieka. Życie nabiera nowych sensów. Samo postrzeżenie czasu jako czegoś niezmiennego jest niezatartym wrażeniem.

Ta samodzielność stwarzania wydaje się być domeną treści. A treść przenika przez formę. Tak jak treść wynurza się z głębin człowieka, tak forma łączy go z rzeczywistością. Powstaje określony kształt. Kandyński pisze: "Forma, w ścisłym znaczeniu tego słowa, jest przede wszystkim linią ograniczającą jedną powierzchnię od drugiej. Tak wygląda to z zewnątrz. Ponieważ jednak wszystko co zewnętrzne zawsze kryje w sobie i to, co wewnętrzne (ujawniając to mocniej, lub słabiej), także więc i każda forma posiada swoją własną treść. Forma jest bowiem wypowiadaniem wewnętrznej treści." /Wasyl Kandyński, O duchowości w sztuce/
Kolor i kształt dają określoną formę, która pojawia się intuicyjnie. Malując obraz jako pierwszy, w sposób fizyczny pojawia się kolor. Jung pisał, że jaskrawe barwy pobudzają podświadomość. I coś w tym jest. Przecież nie planuję, jakim kolorem zacznę malować obraz. Rozpoczęcie pracy jest w jakimś sensie automatyczne. Teraz uświadamiam sobie, że wybieram kolory najbliższe mojej osobowości. Ta nieświadoma siła dokonuje najlepszej selekcji. Prawie zawsze zaczynam od czerwieni i żółcieni. To jest ten pierwszy krzyk. Emocje koloru ogarniają całego człowieka. Gesty są chaotyczne, nerwowe. Stopniowo pojawia się stan jakiegoś dziwnego bezwładu. I w pewnym momencie nie wiadomo, czy to człowiek ma wpływ na to co maluje, czy to raczej obraz wpływa na jego działanie. Cały obraz jest zapisem stanów, w których znajduje się malujący. Trudno jednoznacznie je określić. Najpierw wychodzi z człowieka to, co w nim najsilniejsze, później to, co jest dopełnieniem tej siły. Czasem okazuje się, że są to dwie skrajności. Pełnia w malarstwie, to odnalezienie równowagi. Pozostały czas, to ciągłe miotanie się. Ten pozostały czas w praktyce wypełnia prawie całą pracę nad obrazem. Są tylko momenty błogości, która szybko staje się podejrzana. I wszystko zaczyna się od nowa. Nigdy przecież nie wiadomo, czy siły w nas tkwiące zostały dobrze wyważone. Ukryte treści nieświadomie szukają najtrafniejszego określenia.

Kolor jest w nas i zewsząd nas otacza. Błękit wody i nieba wprowadzają w stan bezruchu, jednocześnie niepokoją. Czerń nocy - odpoczynek albo oczekiwanie. Poranek pełen słońca - nadzieja i chęć życia. Czerwień ognia może nieść zniszczenie, dając jednocześnie ciepło, a więc światło i życie. Odwieczne pary przeciwieństw: ogień i woda, dzień i noc. Kolor odczuwam jako coś niezależnego od formy. Rozumiejąc go jako wartość niezmienną i odwiecznie trwającą. Kolor może wyrazić treść, a forma jest próbą uchwycenia tego, co w kolorze jest zawarte. Treści należące do nieświadomości zbiorowej poruszają tematy elementarne, takie jak życie, śmierć, wolność, uczucie, dusza.

Czerwień to uczucia, mieszczące w sobie zarówno miłość jak i nienawiść. Zieleń to wolność, równowaga, spokój i jednocześnie coś, co daje możliwość nieograniczonych działań. Kolor żółty to intuicja, tak jak intuicyjna jest chęć życia. Błękit - powietrze i dusza. Czerń - śmierć, zasłona, stan niewiadomy, przekroczenie go może przynieść pustkę albo nowe życie.

Kandyński kolory porównuje do dźwięków wydawanych przez konkretne instrumenty muzyczne.

Dla mnie czerń jest jak cisza. Cisza, w którj można usłyszeć szepty, w której słychać wszystkie trzaski i szelesty. Ma się wrażenie odkrywania tajemnic. Ale w końcu przychodzi moment, w którym szepty nie są już tajemnicą, a szelesty stają się monotonią i przestaje się je słyszeć. Wtedy czerń jest głucha. Obraz staje się martwy, nie ma nic do powiedzenia. To jak łudzenie się, zmęczenie ciągłym czekaniem na jakiś dźwięk, który nie przychodzi. Wtedy zaczyna się ich szukać, a może raczej odnajdywać, bo przecież zawsze były i są w nas samych. Praca zaczyna się od początku. Znowu trzeba zaufać własnemu głosowi, zaakceptować go.

Malarstwo to ciągła improwizacja. Pozorna przypadkowość składa się na harmonijną całość. Wydaję się to możliwe tylko w momencie, kiedy zapis dźwięków, obrazów, form, kształtów czy kolorów jest w nas zapisany, a my odgrywamy go, ciągle siebie zaskakując.

Kształt jest formą dla koloru. Koło, kwadrat, trójkąt, wszystkie te figury posiadają sobie tylko właściwy charakter. Patrząc na koło, czuję je jako duszę. Jako twór doskonały. Jest w nim spokój i jednocześnie możliwość ruchu. Kwadrat odczuwam jako myśl, logiczność i równowagę. Trójkąt jest dla mnie energią, działaniem i siłą. Wczystkie te elementy zaczynają nabierać nowych znaczeń w zależności od swojego połorzenia i wzajemnego oddziaływania na płaszczyźnie obrazu. Figury te są wieczne. Ich uniwersalność chroni je przed zestarzeniem się. Dziwne wydaje się, że współczesny człowiek oglądając obrazy abstrakcyjne jest zaskoczony i nie potrafi ich zrozumieć, a raczej poczuć. Bo przecież obrazów takich nie trzeba tłumaczyć. Forma jest sposobem przekazywania idei, która jest w człowieku. Witold Lutosławski mówi: "(...) sztuka jest domeną działającą w świecie ideału. Dodam, że świat ideału istnieje. Jest to świat naszych marzeń, naszych pragnień. Uważam, że rolą twórczego artysty jest działanie w świecie ideału i dawanie wyrazu temu właśnie światu." /Witold Lutosławski, Postscriptum/

Malarstwo daje możliwość ucieczki od rutyny. Zwraca uwagę na niepowtarzalność chwili, jednocześnie uświadamia niezmienność odwiecznych wartości. Malarzem jest się w środku, sam akt malowania jest manifestacją tego wewnętrznego stanu. Wysiłek twórczy, to w dużej części dbanie o swoje myśli, rozwijanie własnej osobowości, tak by mieć coś ważnego do powiedzenia. Wydaje się to być jedyną szansą na odnajdywanie nowych możliwości, jeśli chodzi o warstwę wizualną obrazu. To ciągłe zmaganie się z sobą w poszukiwaniu prawdy. Próba uporządkowania świata wewnętrznego. Odnajdywanie równowagi. Tego szukam w malarstwie.

Są chwile, w których coś się udaje i wtedy nie myślę, że obraz ma być dobrze namalowany. W tych momentach każdy ruch pędzla czy dobór koloru jest czymś naturalnym. Nie trzeba zastanawiać się, czy coś się robi dobrze czy źle. To chwile jakiejś dziwnej nieomylności, czegoś takiego w codziennym życiu nie jest mi dane doświadczać. W chwilę później zaczynam wątpić.Nawet jeśli obraz nie jest martwy, to trzeba umieć zobaczyć w nim życie. A trafna ocena wydaje się trudniejsza od malowania. To nauka wrażliwości, odróżniania prawdy od fałszu. Pozwala to nawiększą samokontrolę podczas pracy nad obrazem, tak aby nie oszukiwać samego siebie. To sprawia, że malarstwo może zaskakiwać. Mam wrażenie, że zawiera w sobie nieograniczoną ilość możliwości. Obok ponadczasowych idei czy treści mieści w sobie również pojedyńczego człowieka. Jaśli bowiem uda się zrzucić z siebie wszelkie powierzchowne wpływy i fascynacje jest szansa na szczerą wypowiedź.

Obraz nie jest dekoracją, choć w większości dalej się go tak traktuje. Wszystkie rewolucje, które dokonały się w malarstwie XX w. dają mu teraz możliwość dalszego rozwoju. Tyle, że nie w kwestiach formalnych, lecz duchowych. To wielkie wyzwanie. Lutosławski w doskonały sposób ujmuje pojęcie sztuki. Jego słowa odnoszące się do muzyki w sposób uniwersalny określają sens wszelkiej działalności twórczej. "W końcu musi dojść do tego, że muzyka będzie nie tylko pokazem nowości, pokazem jak można ją tworzyć, ale przede wszystkim ważnym przesłaniem autora. I wtedy dopiero zaistnieją warunki dla powstania jakiejś klasyki, ale do tego potrzebne są jeszcze lata. Choć pewne oznaki takiej sytuacji chyba już widzimy, bo tzw. awangardowość straciła swoje znaczenie, swoją ostrość. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że ta awangarda jest potwornie staromodna." /Lutosławski, op. cit./ Ta wypowiedź pozwala mi sądzić, że istnieje szansa na zaistnienie jednego ducha czasu, dla wszystkich przejawów w sztuce. Szansa na kontynuację wcześniejszych dokonań. Nadzieja na dalszy rozwój. Być może sztuka XX w. w swych sprzecznościach i różnorodności jest tym stanem wyjściowym. Chaosem, z którego dopiero powstać może nowy porządek - Kosmos.
"Sztuka znajduje się notorycznie w stanie kryzysu, w tym tkwi specyfika jej życia, jej istnienia, jej sensu. Zawsze. Od początku do końca. Bo zawsze jest to proces narodzin nowego (...) Bo zawsze jest to cierpienie i zmaganie z nim (...)" /Andrzej Tarkowski, Kompleks Tołstoja/ Przemiany XX w. wydają się być swoistą inicjacją. Sztuka jest jak poćwiartowane ciało szamana, który musi doświadczyć śmierci, aby móc narodzić się na nowo. Zostawiwszy za sobą swój dawny byt, stając się doskonalszym duchowo. A najcenniejszy skarb, którym jest odrodzenie, jak pisze M. Eliade "(...) nigdy nie jest daleko, nie trzeba go szukać w odległym kraju, leży bowiem w najciemniejszym zakątku naszego domu, to znaczy naszego bytu. Za piecem leży centrum dające życie i ciepło, które rządzi naszą egzystencją, serce naszego serca - obyśmy tylko potrafili je znaleźć." /Mircea Eliade, Mity, sny i misteria/

Malarstwo umożliwia całkowitą odnowę życia duchowego. Rozpościera przed malarzem drogę, która wiedzie go do odnalezienia siebie na nowo. Malarstwo może pomóc w dzisiejszym świecie człowiekowi, dając mu poczucie wieczności choćby przez jedną sekundę. Całe zmaganie się z malarstwem polega na próbie określenia i jak najwierniejszego przekazania tego, czego w inny sposób, czy też innymi środkami nie da się zrobić.

To paradoks, że widzę sens w dążeniu do czegoś, co jest nieosiągalne. Ale jeśli mam szansę zrobienia choćby paru kroków, to wiem, że warto iść.

* * *

Czuję,że malarstwo jest potrzebne. Odnajduję w nim harmonię świata. Czuję się jego częścią. Malarstwo pozwala łączyć sprzeczności. Odnależć pełniejszy obraz siebie. Pozwala być sobą, jednocześnie umożliwia stanięcie obok. Oswaja z upływem czasu, dając szansę odczucia wieczności. Nadaje wartość życiu. Pozwala zrozumieć człowieka.

Nie wiem, czy można świadomie zdecydować się na zajęcie się malarstwem. Nie wiem też, jakie konsekwencje może nieść taki wybór. Wiem, że w malarstwie nie ma kompromisów. I że trzeba pracować, żeby je z siebie wydobyć. Wydaje mi się, że jeśli o tym nie zapomnę, to pozostanę w zgodzie z sobą. Nie planuję sobie życia, nie wiem, co mi może przynieść. Staram się żyć terażniejszością. W malarstwie też trudno cokolwiek sobie założyć. Na pytanie, czy mam jakiś program, mogę odpowiedzieć, że jest to program wynikający z jego braku. Tu malarstwo ma dużo wspólnego z życiem. Zawsze musi być miejsce na to, co nieprzewidywalne. Nie oznacza to bierności, lecz jest to świadomość tego, że nie można nad wszystkim zapanować. Malarstwo jest bytem idealnym. Nie uważam, że wymaga wyrzeczeń. Raczej myślę, że to życie codzienne stawia przed człowiekiem większe wymagania. Trudniej jest dobrze żyć niż malować. "Sztuka jest jedynym zjawiskiem w życiu, które sprawia wrażenie pozbawionego sensu, mam na myśli zjawisko, które powstaje niechcący." /Tarkowski, op. cit/

Chciałam żeby ta praca była dopełnieniem moich działań malarskich. Choć pisanie jej to zupełnie coś innego niż malowanie. Andrzej Tarkowski mówi: "Artysta tworzy na zasadzie instynktu, nie wie dlaczego w tej chwili robi to albo tamto, pisze, maluje. Dopiero potem zaczyna analizować, szukać wyjaśnień, racjonalizować sprawę, dochodzić do odpowiedzi, które nie mają nic wspólnego z instynktem, instynktowną potrzebą działania, tworzenia, wyrażania." /Tarkowski, op. cit/

Chciałam, żeby ta praca pomogła mi zrozumieć czym jest dla mnie malarstwo. I myślę, że pisząc ją, nie zmarnowałam czasu. Choć słowa nie mogą w pełni wyjaśnić obrazów, nie są im też potrzebne. Malarstwo żyje swoim życiem, to człowiek potrzebuje słów.

Agnieszka Piotrowska

Fragment pracy magisterskiej "Czym jest dla mnie malarstwo" napisanej pod kierunkiem Prof. Mikołaja Dawidziuka

praca pochodzi z roku 2001, minęło parę lat, ale dalej mogę się pod nią podpisać

Facebook